Moja piesza eskapada szlakiem handlu bursztynem, rozpoczęła się 30 lipca 2006 roku, z hlavního města Prahy. Ale na miejsce przyjechałam dzień wcześniej, rano. Jechałam wieczorem z Poznania do Wrocławia pociągiem, i w nocy do Pragi autobusem. W pociągu ciekawie, gdyż w przedziale jechało też małżeństwo. Na polecenie żonki, „pan” mąż z dwoma plecakami rozsiadł się na trzech miejscach. Do tego biedny „misiu” nie mógł spać i czytał gazetę, więc światło było zapalone, a przy okazji zapewne pilnował plecaków. Z kolei we Wrocławiu na dworcu autobusowym, „wesoło”. Na ławce siedzi Pan, chyba bezdomny, do ławki obok podchodzi drugi i stawia na niej siatkę. Wtedy pierwszy pyta: „idziesz spać ?”.
Rano w Pradze, na dworcu Florenc pomógł mi Czech, który jechał tym samym autobusem. Nie miałam drobnych, Pan bezinteresownie, kupił mi bilet na metro, bym mogła dojechać na dworzec kolejowy. Tam załatwiłam i opłaciłam nocleg w dzielnicy Vysočany – Praha 9. Zanim ulokowałam się w hotelu, w restauracji, w toalecie, zostawiłam świetną mapę Pragi, którą dostałam od mamy. Wróciłam tam metrem później, ale mapy już nie było, także zapodziałam gdzieś długopis.
planowane kilometry oraz mapki na trasę, przygotowane metodą chałupniczą z portalu mapy.cz
Przy przystanku metra, przy ulicy Vysočanská, zupełnie nie wiedziałam w którym kierunku mam się udać by dojść do hotelu, w którym miałam nocować. Pomogła mi Czeszka, którą o ulicę spytałam na przystanku autobusowym. Biegła za mną kawał drogi, by wskazać jak iść w kierunku Hotelu Pivovar.
W hotelu, chciałam zadzwonić do Polski, ale zakupiona na dworcu karta telefoniczna, nie pasowała do automatu. Nie miałam też wystarczającej ilości drobnych by dzwonić za monety, i jeszcze pomimo upewnienia się przed wyjazdem w sieci Orange, że nie będę miała problemu z wysłaniem smsa, z mojego POPa , nie mogę wysłać (później okazało się że miałam nieaktualny numer biura wiadomości).
Wreszcie rano, około 6.45, wyruszam na trasę. Ulica Freyova, i dalej Poděbradská, której wyjście z Vysočan, wiedzie cały czas pod górę (kupcy musieli się nieźle napocić). Przeszłam pod wiaduktem „ścieżkami wydeptanymi przez miejscową ludność”, zażartowałam sobie (określenie z publikacji naukowej) i troszkę musiałam obchodzić barierki, bo ścieżka skręcała w bok od szosy.
Nie polecam marszruty szosą, ze względu na bezpieczeństwo zarówno pieszego jak i kierowcy.
Na peryferiach, pytam o Mochov, czy dobrze idę i wskazuję kierunek. Na to kobieta, że tak i mówi że w pobliżu jest przystanek autobusowy. Ja na to, że idę pieszo, więc ona odpowiada z troską: „joj, to je daleko”.
Na obrzeżach Prahy, przy ulicy Ve Žlibku, gdzie znajduje się „park dla psiaków”, robię sobie przerwę. Potem zauważam, że chyba tam zgubiłam kolejną mapkę.
na rogatkach Prahy, droga w kierunku Podĕbrad, natężenie ruchu nie jest duże, idzie się dobrze, do tego dopisuje pogoda
Powoli kończą się zabudowania, zza płotu jakiejś posesji wystają gałęzie z owocami moreli za którymi przepadam, ale nie odważyłam się zerwać a po prawej pole słoneczników. Po około dwóch godzinach marszu, pełna entuzjazmu, robię sobie kolejną przerwę na posiłek w miejscowości Nehvizdy.
miasteczko, gdzie może kiedyś zatrzymywali się bursztynowi kupcy
Planowanym miejscem postoju miał być Mochov, około 20 kilometrów od wyruszenia. I już pierwszy dzień schody, nie było noclegu w hotelu za 250 koron, a w innym kosztował 900 koron, więc maszeruję dalej trasą planowaną na następny dzień. Jest bardzo gorąco, pot zalewa oczy, do tego boli biodro i ramię, co jakiś czas zsuwam plecak niżej, który pomimo iż jest lekki niesamowicie „grzeje”. W miejscowości Starý Vestec, sprzedawca w sklepiku mówi, że w Velenka, a potem że w Kersk, jest jakiś motel, lecz po drodze była tylko restauracja.
przed Velenka
Przewidywałam, że będę musiała czasem zmienić trasę, lub miejsce postoju, na co przygotowałam się opcjonalnie, miałam ze sobą nawet śpiwór i karimatę, ale nie przypuszczałam że rzez tyle kilometrów, nie będzie żadnego noclegu.
Ponad jedenaście godzin marszu i wreszcie w Sadská, dobrzy ludzie wskazali drogę do hotelu Modrá Hvězda, na krańcu miasta, w bok od wytyczonej trasy. Nocleg 315 koron, a że automat telefoniczny, „był gdzieś na mieście”, w hotelowej piwiarnio – restauracji pozwolono mi z niego skorzystać.
Dodatkowa ilość kilometrów, zmęczenie, powodują, że na następny dzień planuję tylko 11 kilometrów marszu do Podĕbrad.
I trasa z Praha do Sadská: wg moich wyliczeń metodą „chałupniczą”, czyli mierzenia linijką na mapie: 34,5 kilometra, wg Google Maps: 38,17 kilometrów.