Z Sadská, wyruszam około szóstej. Pada deszcz, lecz po upalnym dniu jest w sam raz i do tego widok zajęcy ganiających po polu. Wędruję przez miejscowości, które w nazwie mają Lhota a i planuję sobie zwiedzić Podĕbrady, albowiem poczytałam trochę, między innymi o czeskim władcy zwanym „królem husytów”. Jiŕi z Podĕbrad podtrzymywał tolerancję religijną i był pionierem idei rozwiązywania konfliktów międzynarodowych na drodze dyplomatycznej (piszę z perspektywy, więc na razie nie podam źródła, po prostu muszę poszukać w notatkach). Około godziny 8.30, Podĕbrady, ale nocleg w centrum kosztuje 700 koron, więc powtórka z rozrywki, idę dalej.
widok na zamek oraz elektrownia wodna na Łabie, którą to w okolicy przekraczali kupcy
Wychodząc z miasta obserwuję jakaś kobietę, która opalała bramę. Wędruję dalej w kierunku Chlumec nad Cidlinou, ruchliwą szosą. Niektóre odcinki szlaku pokrywają się z trasami szybkiego ruchu. Co chwilę jadą samochody dostawcze jak i „tiry”. Słońce mocno grzeje, a czapkę zwiewa wiatr. Około godziny 10.30, robię przerwę w marszrucie, a potem czując się zaproszona widokiem figurki kucharczyka, robię następną na obiad. Dalej maszeruję w kierunku Dlouhopolsko, i co mnie cieszy to informacje że w Knĕžičky ma być hotel. Idę coraz wolniej a po 26 kilometrach wędrówki, przy samej trasie jest wcześniej Motorest Kopičák, jak stacja drogowa w czasach bursztynowych kupców. Rozlokowuję się w pokoju około godziny 14.30, a nocleg kosztuje tylko 200 koron. Ze zmęczenia nie biorę prysznica (łazienka jest w korytarzu), no i „pachnie” jak na koloniach. Na karteczce pomocny Pan pisze następne miejscowości, a z telefonu, który jest w restauracji mogę dzwonić tylko do Pragi.
Karteczka to tak naprawdę, jedna z moich drukowanych mapek i na odwrocie pięknie rozpisane miejscowości.
Wyruszając następnego dnia rano cieszę się, że nie poszłam dalej do „reklamowanego”
hotelu, bo okazało się, że jest kilka
kilometrów w bok od trasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz