Liściasty „strażnik”
Mam dość szosy i tak jak było moim zamiarem wędrować przez małe osady
szlaku bursztynowego, kieruję się na północny-wschód, pierwotnie
wytyczona trasą, by iść wioskami. Zrezygnowałam z takiej opcji, ze
względu na oszczędność czasu, ale teraz z kilometrami jestem do przodu. I
zamiast iść przez Chlumec nad Cidlinou, z Lovčice ruszam polnymi
drogami w kierunku miejscowości Nepolisy.
podręczne mapki
Z Lišice na mapie jest polna droga a trasa wiedzie przez dawny teren wojskowy, gdzie można wejść od strony Lišic przez otwartą bramą. Potem las, przez który prowadziły betonowe płyty. Idę zadowolona, że w lesie taka wspaniała droga. Po jakichś paru kilometrach okazało się, że teren jest ogrodzony płotem, a brama zamknięta. Pomógł mi Pan, który tam pracował, podjechał rowerem do firmy po klucze, żeby mnie wypuścić. Jeszcze powiedział, że nigdzie w płocie nie ma dziury, i nie wiem, ale chyba musiałabym przechodzić przez płot albo robić dodatkowe kilometry.
Po wędrówce szosą, to coś wspaniałego wędrować polami i lasami. Jem „papierówki” nagrzane słońcem i
pozbierane z rowu, także
mirabelki prosto z drzewa (choć na co dzień nie przepadam za tym
owocem). Gdy chciałam spytać o drogę, na rozwidleniu asfaltu, kierowcy nie
zatrzymywali się (nawet poczta), ale coś miłego młody człowiek na motocyklu z przyczepką chciał mnie podwieźć.
Małe miejscowości, gdzie znajdują się takie perełki jak kościółek z XVII wieku w Bydżovská Lhotka.
Tunel liściasty i jarzębina, swoisty bursztynowy symbol.
Trasa na Radostov. Chyba najbardziej ulubione przeze mnie zdjęcie. Być może podobne widoki oglądali bursztynowi kupcy, wędrujący na nasze Wybrzeże.
A co mnie wymęczyło w tym dniu? Otóż po kupnie wody w Nepolisach, dalej przez wszystkie miejscowości: Luková, Mlékosrby, Bydžovská Lhotka, Barchov, Zvíkov, Kunčice, Radostov, Radíkovice, nigdzie po drodze wody, wszystkie sklepy zamknięte, gdzieś, czeska kobiecina chciała mi nalać wody do butelki. Po prostu myślałam, że nie dam rady, bo przecież jest niemożliwe by tyle kilometrów, nieść ze sobą zgrzewkę wody. Wreszcie w Stĕžery, parę przed Hradec Králové, był otwarty sklep. Na raz wypiłam półtora litra wody, litr soku, zjadłam loda, odsapnęłam trochę. Nie było noclegu, więc musiałam „doczłapać” się kolejne kilka kilometrów do Hradec Králové. Około 18.15 dotarłam do Pension Uno. Nocleg 790 koron, sprawdzałam czy jeszcze tyle mam i zastanawiałam się czy kontynuować marszrutę, jeśli będę tyle wydawać i ponad 41 kilometrów, w tym dniu.
W pobliżu, jak ją nazwałam "smocza" lampa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz